(edited)
DE EN FR ES PL
Przerwa w pracy magazynu. W dniach 1-5 maja 2024 nie wysyłamy zamówień. Przepraszamy za utrudnienia.

Koniec Trzeciej Transatlantyckiej Wyprawy Kajakowej Aleksandra Doby

czerwiec 09, 2016

Koniec Trzeciej Transatlantyckiej Wyprawy Kajakowej Aleksandra Doby

Polski długodystansowy kajakarz Aleksander Doba planował wyruszyć w samotną podróż przez Ocean Atlantycki w wieku 69 lat. To byłaby trzecia transatlantycka wyprawa Doby. Tym razem wiosłowałby z zachodu na wschód- z Nowego Jorku do Lizbony- gdzie po spędzeniu samotnie trzech miesięcy na wodach Atlantyku, świętowałby swoje siedemdziesiąte urodziny.

 

Po ostatnim przemierzeniu Atlantyku z Portugalii do Florydy w 2013 roku, Aleksander Doba odebrał nagrodę Podróżnika Roku „National Geographic”

 

Podróż rozpoczęła się w emocjach, kiedy 400 produktów firmy LYOFOOD- jedzenie na 3 miesiące- zostało zatrzymane przez Służbę Celną. Po dwóch tygodniach mailowana, niekończących się telefonów do Stanów Zjednoczonych, dyskusji z Polską Ambasadą w USA, produkty zostały dostarczone do Pana Doby.

Po wielu godzinach oczekiwania na choć chwilową poprawę warunków pogodowych umożliwiających wpłynięcie na otwarty ocean, późnym wieczorem we wtorek 31 maja Olek wyruszył ze swojego przyczółka w zatoce Lower Bay, minął półwysep Sandy Hook i wreszcie znalazł się na wodach Atlantyku. Niestety, nie zdążył jeszcze odpłynąć na tyle daleko od lądu, by uniknąć zagrożenia, jakie dla kajakarzy w tym obszarze stwarzają niekorzystne wiatry.

„O pierwszej w nocy zobaczyłem z lewej strony tworzącą się falę. Nawet nie taką dużą, miała około metra, ale rosła dynamicznie. Chwilę po tym uderzyła w kajak i przewróciła go. Po niej przyszła następna i po raz drugi obróciła kajak. Podczas pierwszej fali przybojowej wypadłem z kajaka, podczas drugiej skotłowało mnie już całkiem pod kajakiem” – relacjonuje Aleksander Doba.

Z powodu silnych fal, które zniszczyły kajak, Aleksander nie miał żadnego wyboru niż zawrócić. Aleksander Doba był zmuszony do zakończenia swojej próby 2ego czerwca 2016, po dwóch dniach od startu.

Zdjęcie: Piotr Chemieliński

„To koniec wyprawy – oznajmił mi Olek przez telefon, mówiąc jakby nie swoim głosem, przytłumionym i bezdźwięcznym. – Proszę, przyjedź i ściągnij mnie z plaży parku Sandy Hook. Kilka godzin później, wraz z moim synem Alexem, dotarliśmy na miejsce katastrofy, gdzie czekali już na nas moi przyjaciele z Nowego Jorku, Luis Muga z żoną Dorotą. Zastaliśmy Olka pracującego intensywnie nad usuwaniem wody z kajaka, tak mocno skupionego na tej czynności, że wręcz nieobecnego. A jednocześnie przygaszonego, skurczonego, pewnie i obolałego, choć nawet o tym nie wspomniał. Najważniejsze jednak, że był cały i zdrowy.”

Z pomocą przypadkowo spotkaną grupą studentów, policjanta Richarda oraz Johna Wylie’a- właściciela przedsiębiorstwa konstrukcyjnego, który użyczył nam swojego podnośnika, załadowaliśmy „OLO” na przyczepę i wróciliśmy do Waszyngtonu.

Zdjęcie: Alex Chmielinski

Zdjęcie: Alex Chmielinski

Jeszcze w czasie podróży z Nowego Jorku Olek miał nadzieję, że może jednak uda mu się wrócić na ocean po naprawieniu kilku uszkodzonych elementów i urządzeń oraz wysuszeniu wszystkiego, co przemokło podczas dwukrotnej przewrotki kajaka. Jednakże kajak był na tyle uszkodzony, że naprawa zajęłaby zbyt wiele czasu i Olek przegapiłby okno pogodowe na wznowienie podróży. To jednak nie znaczy, że Olek rezygnuje z wyprawy. Zamierza przepłynąć Atlantyk po raz trzeci w przyszłym roku i w Lizbonie uczcić swoje 71. urodziny.

 





Zostaw komentarz