6ego lutego Ines Papert i Mayan Smith-Gobat, przechodząc wschodnią stroną, stanęły na szczycie Torres Central, w Parku Narodowym Torres del Paine. Sukces tkwi w przejściu drogi „Jeźdźcy burzy” po raz piąty, 25 lat po pierwszym wspięciu się na tę historyczną drogę.
Droga „Jeźdźcy” przez długi czas była moim celem. Zaczęłam o niej myśleć, kiedy spotkałam Kurt'a Albert'a 10 lat temu. Zauważyłam, że to mógłby być dumny i bardzo trudny cel. Przed tym musiałam tyle przeżyć!! Co więcej, musiałam spotkać człowieka, z którym będę się wspinać na tej drodze. Aż w końcu 2014 roku Mayan pojawiła się w moim życiu!! Tylko ona mogła być moim możliwym partnerem na „Jeźdźców”.
Jeśli byłoby tam tylko wspinanie, na pewno byłoby dużo łatwiej. Ale dźwiganie ciężkich torb wypełnionych linami, sprzętem holowniczym, w sumie około 10km w całości, a na szczycie wspinaczka była wyczerpująca. I było kilka wyciągów, może nie najtrudniejszych w wycenie, ale były oblodzone i straszne do wspinania. Wtedy używałam jednego raka i jednego buta wspinaczkowego ,w tym samym czasie, pierwszy raz w życiu.
Haha, to nie jest publicznie rozpoznawalna technika i ludzie mogli używać jej już wcześniej. Myślałam, że to niemożliwe by przy długości 19 wyciągów wycenionych na 7b+ przesuwając lewą rękę, ciągnąć cały sprzęt prawą. Wkopywanie się w lód prawą stopą, podczas mazania płyty skały lewym butem wspinaczkowym. To trudne do skoordynowania rąk i nóg, bo robisz całkiem odrębne rzeczy jednocześnie. Ale działało to dobrze i udało mi się przejść to w pierwszej próbie.
Mayan jest podekscytowana by to powtórzyć. Życzę jej by mogła to zrobić i by nic jej się nie stało. Jeśli poszłabym tam znów, nie nauczyłabym się nic ze wspinaczkowej lekcji na tej dużej ścianie. Czuję się odpowiedzialna za mojego 15letniego syna. Poza tym, że moim życiem jest wspinanie, ja nie chcę go stracić dla żadnego wspinania.
Powód: całe ryzyko jest nieobliczalne, nie mogłam znaleźć jakiegokolwiek powodu na odpadanie skał...ciepłe temperatury mogły być przyczyną, ale dlaczego w środku nocy???
Podczas spania skały zniszczyły nasz namiot ścianowy, brakowało tak niewiele, by skała nas uderzyła. Było kilka momentów, które mi się podobały i cieszyłam się, że nam się udało to zrealizować bezpiecznie do samego końca.
Do tego, ta droga jest bardzo trudna i ponownie zajęłaby nam sporo czasu. Jestem pewna, że miałyśmy szczęście trafiając na tak dobra pogodę. Patagonia, a w szczególności Torres del Paine jest dobrze znana ze swej złej pogody. Gdy pojawi się Słońce, skały zaczynają spadać na dół. I nie możesz nic zrobić, by uniknąć tych niebezpieczeństw. Dlatego zdecydowałam, że nie wrócę tam ponownie. (Długo walczyłam ze sobą, by podjąć tę decyzję).
Budzik: 3 rano, śnieg był stopiony już wczoraj, 3.15 LYO płatki z dużą ilością kawy, 4.00 zaczynamy wyciągać linę, około 6.00 wraz z pierwszym błyskiem dnia jesteśmy gotowe; ja albo Mayan zaczyna się wspinać. Praca na wyciągach do godziny 12.30, kiedy Słońce chowa się za rogiem, co zwykle zdarzało się, gdy ściana okazała się być mokra przez wodę, która spływała w dół. 13.00 zmiana, 14.00, LYO lunch, 15.00 krótkie spotkanie w namiocie ścianowym, potem późnym popołudniem ok. 17.00 znów opracowywanie wariantu, ale to wtedy gdy było blisko półki lub gdy czasami było sucho. 19.00 stapianie śniegu, by uzyskać wodę do gotowania i na śniadanie kolejnego dnia. 20.00 jedzenie zupy i obiadu LYO, 21.00 łyk energii z naszej małej butelki, 21.10 idziemy spać.
Ale było wiele dni, kiedy burza uderzyła w ścianę... Wstawałyśmy wcześniej niż o 3 , szłyśmy w górę przez 2,5 - 3 godziny, małpowałyśmy 500m w górę do stanowiska, zaczynałyśmy się wspinać o 8mej lub 9tej. I wspinałyśmy się dopóki warunki na to pozwalały.
Pewnego razu, zeszłam całą drogę w dół do belgijskiego biwaku, tylko po to by wziąć śrubę lodową, którą zapomniałyśmy ze sobą zabrać i natychmiast wróciłam na górę. Był to jeden wyciąg, ale bez użycia śruby lodowej jako zabezpieczenia, dla nas niemożliwy do wspinania/zabezpieczenia.
Thomas był na nas dużym wsparciem na ścianie, w każdym wymiarze (w holowaniu, podawaniu liny itp.), ale przede wszystkim był skoncentrowany na robieniu zdjęć. Fakt , że jest to świetny wspinacz sprawił, iż był to dla nas bardzo rozsądny wybór. Przez cała drogę poruszał się na linie za pomocą przyrządu zaciskowego. Nigdy nam nie przeszkadzał, po prostu dokumentował to, co mógł od nas otrzymać. Jest super kreatywny, a jego poziom wspinaczkowo-alpinistyczny jest na bardzo wysokim poziomie. Z tego też względu był zawsze częścią naszych decyzji. I zawsze utrzymywał nas na duchu nawet, gdy miałyśmy kaca. Jest zawsze w dobrym humorze i daje wiele powodów do śmiechu.
Franz Walter dołączył do nas tylko w pierwszej połowie, ale także wiele nam pomógł. Tylko ja i Mayan na drodze? Byłoby to prawie niemożliwe. Teraz już wiem, dlaczego wcześniejsze zespoły liczyły 3-5 osób.
Na pierwszą łatwą alpinistyczną drogę wspięłam się gdy miałam 23 lata. Zauważyłam, że urodziłam się po to, by zostać wspinaczem... potem, gdy miałam 26 lat, wygrałam puchar w światowej wspinaczce lodowej i to był moment, w którym zaczęłam myśleć nad obraniem nowego kierunku w moim życiu. Wszystko jakoś wyszło samo z siebie. Po wygraniu konkursów, miałam pierwszych sponsorów, którzy opłacali mi codzienne faktury..
Kreatywność, ruchy wbrew grawitacji, energia której potrzebujesz, natura. Nie ma nic lepszego niż dzielenie się dniem na dworze z przyjaciółmi i fakt, że po wspinaniu jesteś bardzo głodny i możesz zjeść naprawdę dużo ;)
Przede wszystkim myślę o moim synu i staram się nie tęsknić za domem. Tuż przed snem staram się też nie myśleć za dużo o logistyce, inaczej kręciłabym psychiczne kółko. Raz, zdecydowaliśmy o naszym kolejnym kroku, zaczęłam czytać książkę-która nie miała nic wspólnego ze wspinaniem- potrzebowałam wyrwać się od tego, w przeciwnym razie nie zasnęłabym od natłoku myśli.
Rocznie w domu spędzam około 8 miesięcy, wstając o 6 rano, by zjeść śniadanie z synem, wspinam się dopóki nie przyjdzie ze szkoły,potem resztę dnia spędzamy razem. W weekendy i wakacje szkolne wspólnie uprawiamy wspinaczkę sportową. Dwa razy w roku, babcia Manu przyjeżdża na kilka tygodni i bierze moje obowiązki rodzica w domu. Z jej wsparciem nie mam żadnych wątpliwości co do wyjazdów. Ale zawsze tęsknie za synem.
Ciężko stwierdzić, ponieważ zaczęłam się wspinać późno, wraz z biegiem czasu pojawił się on, a wtedy byłam początkująca. Ale wiele moich decyzji zawsze było i jest rozsądne, a to ze względu na bycie rodzicem.
Tak, ale to nie mogłoby trwać długo. On jest niespokojny i nieustraszony. Nie mogę doczekać się by uczyć go wspinania na dużych ścianach poprzez wprowadzenie faktu, że ryzyko istnieje zawsze.
Kyzyl Asker znów, ale przejście od strony Chin- tym razem z moim dobrym przyjacielem Luka Lindic'em- jedziemy tam jesienią 2016.
Dziękuję Ci, Ines, za wywiad i baw się dobrze na następnej wyprawie!