Fitz Roy przez Californiana Route
sierpień 12, 2016
Decyzję podjęliśmy w przeciągu 5ciu minut, waga bagaży zredukowana do minimum, my dotarliśmy przed stanowiska odprawy na lotnisku Saint-Exupéry gotowi na wszystko by wnieść je na pokład bez płacenia dodatkowych kosztów. Kierunek Patagonia, przez Istambuł, Sao Paolo, Buenos Aires, El Calafate. Po 3 dniach podróżowania w końcu dotarliśmy do El Chalten.
esteśmy szczęśliwi znajdując się w tym samym miejscu, co rok temu. Prognoza pogody ma dla nas dobre wieści: słonecznie i co najważniejsze- brak wiatru. Bez żadnego odpoczynku, obieramy ścieżkę Niponino, na lodowiec Torre, niosąc to, co potrzebujemy na 6 dni w górach: sprzęt wspinaczkowy, namiot i jedzenie
LYOFOOD.
Mamy bardzo precyzyjny plan: pójdziemy i wtedy zobaczymy! W końcu na Aiguilla St Exupéry, ustaliliśmy cel, znajdujący się tuż przed nami, po drugiej stronie lodowca. Jeśli chodzi o warunki to w tym roku jest sucho. Zaczęliśmy wcześnie rano, bardzo lekko: bez kurtek gore-tex, zero kurtek z kapturem tylko sprzęt wspinaczkowy i 2 litry wody. Trzy wyciągi przed szczytem, musieliśmy schodzić w dół. Wiatr jest królem tego miejsca i krople deszczu spadające na nas poziomo zmusiły nas do zawrócenia. Przy ostatnim schodzeniu po linie przez wodospad, w końcu dotarliśmy do naszego biwaku o 23 w nocy, całkowicie przemoczeni. Lis jest głową lokalnej mafii na lodowcu i wygląda na to, że zebrał od nas podatek: połowa naszego jedzenia zniknęła. Czekolada, kiełbasa, ser i żele energetyczne, jestem pewna, że ten miks spowoduje, iż spędzi on kilka dobrych dni w toalecie. Ostatecznie już, mam nadzieję, ukradł nam też zapalniczkę- będzie jej potrzebował do rozpalania swojej kuchenki podczas długich zimowych miesięcy.
Kolejne dwa dni odpoczynku spędziliśmy przed telefonem, oglądając prognozę pogody na kilku stronach internetowych i opuszczamy znów miasto kierując się na Aiguilla Guillaumet. Już znamy ścieżkę do Guillaumet Col, szliśmy nią rok temu. Jest to teren prywatny i za wejście trzeba zapłacić. Kemping w chatce jest dość tani i opłata daje Ci prawo wstępu na teren prywatny, ale my zdecydowaliśmy się spać przed chatką. Opuściliśmy namiot tuż po północy, 1000m niżej niż planowaliśmy, kierując się na Comensana-Fonrouge, ale zmieniliśmy plan raz jeszcze i kontynuowaliśmy naszą podróż drogą na Amy-Vidailhet, chroniąc się od zachodniego wiatru. Lekko i szybko, zostawiliśmy jedną parę lodowych czekanów w bazie, dlatego Ioana przechodzi wiszącą szczelinę lodowca bez czekana do wspinaczki lodowej. Nowy styl. Po kilku wyciągach w lodowym kominie, kontynuujemy wspinaczkę po skałach, a potem krótko znów po śnieżnych i różnorodnych zboczach. Wczesnym popołudniem byliśmy już na szczycie. Nasz pierwszy szczyt w Patagonii, jesteśmy szczęśliwi. Późnym wieczorem jesteśmy już w mieście na dobrej pizzy i piwie.
Przewidywane jest nowe okno pogodowe. Od 5 do 6 dni bez wiatru. To jest to, na co czekaliśmy odkąd tutaj przyjechaliśmy, nawet w 2015 roku. Przygotowujemy nasze plecaki i odchodzimy w kierunku Laguna de los Tres, gdzie biwakujemy w małym namiocie. Spędzamy jeszcze jeden dzień na oglądaniu dymiącej się góry- Cerro Chalten, w języku Tehuelche.
19ego lutego o 1 w nocy w końcu opuszczamy nasz malutki namiot i wyposażeni na 3 dni przygody na górze naszych marzeń. Podejście na lodowiec idzie całkiem nieźle, bez żadnych problemów przy szczelinach. Szczelina jest w dobrej kondycji i to tylko kwestia czasu, kiedy znajdziemy się na stromych zboczach przed La Brecha de los Italianos. Małe zejście w dół, kilka wyciągów skalnych, mieszanka wspinaczki i trawersów na lodzie zabiera nas do Silla. Po 14 godzinach od opuszczenia namiotu, jesteśmy na starcie drogi Californiana. Trochę wyciągów wyżej, docieramy do trudnego przejścia w rysie, co spowalnia nas i zmusza do przejścia na lewo i szukania lepszych krawędzi. Na końcu tego wyciągu, najtrudniejszym z tej drogi, decydujemy się na biwak. Jeden śpiwór dla nas obojga i wiele wiatru....ta noc nie minęła szybko.
Następnego dnia w zimny poranek startujemy, wychodzimy późno i kontynuujemy naszą wspinaczkę ku grani szczytu, gdzie zamierzamy spędzić kolejną noc. Wiatr jest bardzo silny z drugiej strony grani, przechodząc tamtędy czasami musimy odwracać głowę do tyłu i do przodu, różnica wiatru jest niesamowita, jesteśmy zmuszeni zatrzymać się wcześniej niż było to zaplanowane.
Krajobraz jest fantastyczny. Widok jak z samolotu nad tymi wszystkimi mistycznymi Patagońskimi szczytami. Za nimi jest Hielo Continental, niekończąca się biała pustynia.
Trzeciego dnia, wiatr w końcu osłabł, a my kontynuujemy wspinaczkę po grani. Jesteśmy zmęczenii i zjedliśmy prawie całe nasze jedzenie LYOFOOD i nie mamy już nic do jedzenia oprócz kawowych cukierków, ale nasza motywacja jest większa niż głód i nadal się wspinamy. Dotarliśmy na szczyt wraz z chmurami. To dla nas wielki moment szczęścia, trochę zdjęć, krótki filmik, nie mamy zbyt wiele czasu by tu zostać.
Słaba widoczność na kilka metrów, a my musimy znaleźć liny do zjazdu z drogi Franco-Argentina zanim zajdzie Słońce.
10 godzin zjazdów, lina zatrzymuje się na każdym węźle na linie. Wiemy, że to jest część życia alpinisty, ale tym razem to zbyt dużo. Ostatni zjazd, ten który zabierze nas na sam początek drogi, jest fatalny dla naszej liny. Przez prawie godzinę czasu ciągniemy liny, wyciągamy nóż i odcinamy je. Odkrywamy, co mamy: 2 kawałki liny po 7 metrów.
Nadal mamy 3-400m zejścia na linie zanim nasze stopy staną na lodowcu. Inna możliwość to czekanie na mroźną noc i zejście w dół po śnieżnym zboczu, którym szliśmy 3 dni temu. Po trawersie na śniegu i lodzie, szczęśliwie znajdujemy magazyn naszych Słowackich przyjaciół. Na samym dnie ich bagaży leży piękna nowa statyczna lina. Zjeżdżaliśmy żlebem pod La Brecha de los Italiano w 10 zjazdów. Ostatecznie, po więcej niż nieustannych 30 godzinach, jesteśmy w dole na lodowcu. Mała przerwa w Passo Superior i kontynuujemy nasze zejście do małego namiotu zostawionego w Leguna de los Tres.
Następnego dnia budzimy się i zalewa na gęsty deszcz, schodzimy do miasta i świętujemy zdobyty szczyt półkilogramowymi lodami, przepysznym mięsem oraz piwem...
Dziękuję LYOFOOD za napędzanie tej przygody!!
Caloforniana Route, pierwsze wejście w 1968 przez Yvon Chouinard, Richard Dorworth, Lito Tejada Flores and Doug Tompkins (USA) and Chris Jones (UK). Richard Dorworth oznajmił później:
“[…]wycieczka w 1968r. Funhog z Kalifornii do Patagonii i wspinaczka na Fitz Roy była naturalnym, nawet logicznym, wejściem na niekończącą się drogę własnych zdolności postrzegania i świadomości.”
Ioana and Mihnea
Udostępnij: