Wszystko zaczęło się na początku lat 90., gdy polski inżynier pracujący w centrum krwiodawstwa wpadł na pomysł, by spróbować zliofilizować szczypiorek.
“W końcu, skoro udaje się z osoczem, to powinno także z warzywami, prawda?”
Miał rację – udało się.
Rzucił więc pracę w centrum krwiodawstwa i postanowił zająć się liofilizacją żywności.
Liofilizacja już wtedy od kilku dekad była powszechnie stosowana przez wojsko, a od pewnego momentu również w bankach krwi jako alternatywna dla mrożenia metoda jej utrwalania. Przez lata pracy w stacji Jerzy zdobył ogromną wiedzę na temat samej technologii, jak i budowy liofilizatorów.
Przed odejściem z pracy Jerzy zdążył jeszcze odkupić kilka starych liofilizatorów i zaczął przystosowywać je do liofilizacji świeżej żywności.
Złota era liofilizacji osocza krwi dawno minęła i tę zaawansowaną, lecz drogą technologię zastępowano tańszymi alternatywami. Gdy stacje przestawiały się na nowy sprzęt, pojawiła się okazja do wykupu niektórych liofilizatorów po cenie złomu.
Pierwsza siedziba firmy mieściła się w dużym kurniku.
Bliskość pól uprawnych miała znaczenie, ale pragmatycznego inżyniera najbardziej zachwycał sam fakt istnienia kurnika. Nie trzeba było budować fabryki, należało ją jedynie wyposażyć.
Pierwszym samochodem dostawczym firmy był Fiat 126p, w którym pozostawiono tylko fotel kierowcy, aby uzyskać jak najwięcej miejsca.
Model produkowano w Polsce na licencji włoskiego Fiata. Ze względu na niską cenę był to prawdopodobnie najpopularniejszy samochód w kraju w latach 80. Jego mały rozmiar sprawił, że zyskał on przydomek „Maluch”. Określenie to stało się tak popularne, że w 1997 roku zostało zaakceptowane przez producenta jako oficjalna nazwa samochodu.
Od liofilizowanego szczypiorku do złożonych posiłków ekspedycyjnych.
Gdy próby liofilizacji szczypiorku zakończyły się sukcesem, przyszła kolej na cebule i grzyby. Wysoka jakość gotowych produktów przyciągnęła nowych klientów i stało się jasne, że popyt może wkrótce przekroczyć możliwości firmy.
Od liofilizowanego szczypiorku do złożonych posiłków ekspedycyjnych.
Pod koniec lat 90. polscy podróżnicy i alpiniści zaczęli zgłaszać się do firmy z zapytaniami o liofilizowane posiłki, po tym jak spróbowali tego typu żywności podczas swoich zagranicznych wypraw. Wśród nich były gwiazdy polskiego himalaizmu, jak np. Krzysztof Wielicki. W kolejnych latach firma świadczyła te wyjątkowe usługi w zamian za pocztówki, zdjęcia i ciekawe historie.
Nadchodzi kolejne pokolenie.
Z biegiem lat firma rozrastała się coraz bardziej, a wraz z nią rosły dwie córki inżyniera. Bez żadnej presji czy oczekiwań, każda z nich poszła swoją drogą, ucząc się i zdobywając doświadczenie w zupełnie innych dziedzinach. Ostatecznie jednak atmosfera, podejście do biznesu i potencjał pracy ich ojca sprawiły, że zapragnęły stać się częścią tej historii.
Brakujące ogniwo.
Laura i Wiola miały pełno pomysłów i energii, ale brakowało czegoś, a raczej kogoś, kto dopełniłby całości i nadał tym pomysłom odpowiednią formę. Gdy spotkały tego gościa, stało się jasne, że nie ma potrzeby szukać dalej. Zdecydowały jednogłośnie i Przemek dołączył do zespołu.
Był rok 2010, gdy rozpoczęliśmy naszą podróż, aby stać się marką, jaką znasz dzisiaj.
Udoskonalanie receptur, usprawnianie procesu produkcji, przeprojektowywanie opakowań, unowocześnianie sprzętu, walka na rynku, popełnianie błędów, zawieranie przyjaźni, łut szczęścia, dobra zabawa... rozwój.